niedziela, 18 maja 2014

Kosztowna znajomość

wołanie Ani
Tak, mam taką. Nawet bardzo kosztowną. Na usprawiedliwienie dodam, że wyjątkowo kocio-pożyteczną. Oczywiście kociarę-karmicielkę. I gdyby było odrobinę, ciuteńkę więcej takich osób, życie i kotów, i nasze byłoby znacznie łatwiejsze. Piszę trochę w nerwach i emocjach, ale mam nadzieję, że zrozumiecie i wybaczycie.
Ad rem.
Pani Łucja - bo ów wstępny opis
Jej dotyczył, umówiła się dziś (niedziela) na godzinę 6.20 rano
(dobrze czytacie, niedziela szósta rano) z p.Wiolą. Pani Łucja ma dobre 75 lat, waży może ze 45kg, dzielnie targa klatki puste i z kotami - puste ważą ze 3kg, z kotami o kota więcej - do miejsc łapania i do lecznic, nie skarży się, nie narzeka. Czasem tylko poprosi o pomoc, a za każdą drobnostkę jest bardzo wdzięczna. Jednym słowem - osoba, której bardzo warto pomagać. No więc niedziela, i tak muszę wstać do pracy, może niekoniecznie tak świtem, ale niech tam. Podrzucę Ją
i klatki, choć w jedną stronę będzie miała trochę wygodniej.
No więc niedziela, 6 rano, jedziemy. Kieruję się na Pojezierską, bo tam P.Łucja wraz z Agnieszką i karmicielką p.Wiolą ostatnio łapały, myślałam, że ciąg dalszy. Otóż nie, jedziemy na Ossowskiego / Lorentza / Wapienną, bo tam p.Wiola mieszka, i tam jest stado kotów.
Dojeżdżamy, jest dokładnie wyznaczona 6.20, kotów nie widać, to znaczy jest jeden czarny,
widzimy jakieś budki pod choinką, ale śladów stołówki brak. P.Łucja dzwoni do p.Wioli, ta biegnie do mieszkania karmicielki, karmicielka zaraz będzie.
Faktycznie, jest po kilkunastu minutach. Pojawiają się koty, nie wiem ile - na pewno bura, jeszcze jeden czarny, dwa pingwiny - jeden z białą kropką na nosie, chyba dwa z białą buzią, kocur z czarny nosem, coś zdecydowanie białego z niebieską czapeczką i ogonkiem.
Dokładnie nie rejestruję, bo słyszę
karmicielkę - dwa mioty w piwnicy, karmiących nie łapać, a w ogóle to nic nie da, one są za mądre, maluszków szukać nie będzie, łapać nie pomoże, bo nie ma czasu (emerytka), wozić do lecznicy nie będzie, bo nie ma czasu (mąż taksówkarz). Jedna kotka (bura) stąd i jedna spod sąsiedniego bloku wysterylizowane, bo w zeszłym roku ktoś przyjechał i łapał, ale potem się nie pokazał więcej (czemu mnie to nie dziwi?), koty karmi kilka osób, między innymi pan pracujący w UMŁ, miał załatwić sterylizację. Czemu do tego UMŁ nie zadzwoniła, czemu nie weszła do lecznicy obok, znanej z pomocy zwierzakom, mają klatki łapki, można pożyczyć, mogą dać jakieś pomocne telefony, można było zadziałać wcześniej - zanim porodziły się kociaki.. A dlaczego ONA ma dzwonić i łapać, w końcu tu wkoło tyle ludzi karmi, nie może KTOŚ INNY?
Odchodzę, wolę obserwować koty,
P.Łucji zostawiam konwersację z karmicielką, pojawia się mąż-karmiciel. Zainteresowanie klatkami jest duże, powiedziałabym że nawet bardzo duże, mimo to słyszę powątpiewanie w skuteczność naszych działań i  kilka dobrych rad. Klatka zamyka, się w klatce kotka - podobno karmiąca, idę ją przełożyć do kontenera, co pani robi, przecież ucieknie. No nie uciekła, ale i tak nic więcej się nie złapie, one za mądre. Nie zrobiłam nawet zdjęcia tej kotce, pstryknę wieczorem, będę ją odwozić po sterylce bocznym cięciem - bo karmi.
Kotka w kontenerze już w samochodzie, odwracam się i widzę dwa koty pakujące się do klatki. Niedobrze, pierwszy naciśnie zapadkę, drzwiczki spadając oprą się drugiemu na grzbiecie, oba zdążą uciec…

Ale nie, jakby w celu udowodnienia skuteczności klatki, kotki tak ładnie lokują się w  klatce, że mamy je oba. Przepraszam za jakość zdjęć, ale warunki były mało sprzyjające….
Czekamy dalej - jest jeszcze miejscówka w jednej klatce, Może kolejny dublecik? Karmicielka znużona czekaniem, przecież mówiła, że się nie połapią, na wszelki wypadek milczę (niestety w takich sytuacjach gębę miewam niewyparzoną), P.Łucja delikatnie
sugeruje, by się męczyła i poszła do domu, może wtedy jakiś kot jeszcze skusi się na przynętę w klatce, bo na razie to czekają w nadziei na posiłek.
Poszła. Za nią trzy kocury. Weszła w żywopłot przy sąsiednim bloku, koty za nią. Po chwili P.Łucja poszła sprawdzić, czy nie postawiła tam karmy. Jak myślicie?
Trudno, poczekamy jeszcze trochę, może.. Do otwarcia lecznicy trochę czasu mamy…. Zwłaszcza że jedno czarne coś zostało z nami. Posiedziało chwilę przy klatce, po czym udało się na
kupę skoszonej trawy, ułożyło się tam i zastygło w bezruchu.
Klatką zainteresowały się sroki. Na szczęście nie złapał się żadna, miałabym kolejny kurs po mokrej trawie w już i tak mokrych butach...

A koty? Wróciły. Dwa obserwowały nas z bezpiecznej odległości, jeden pucował się też dość daleko, a kolejne dwa przekazały nam mało pochlebne komunikaty….
Nadzieja umiera ostatnia, a czarne trwało a kupie trawy. Przestawiłyśmy
klatkę,, czekałyśmy - nie drgnęło. Nie wiem, czy nie chore, bo nie zainteresowało się też rzucanymi pod nas kawałkami mięska i kiełbaski…
Przemoczone od strony nóg i nieco zmarznięte zrezygnowałyśmy z zapełniania ostatniej klatko-miejscówki. Ruszyłyśmy z powrotem.
W osiedlowej uliczce przy drugim szczycie bloku coś mi mignęło. Zatrzymałam się,
cofnęłam. Pingwin i coś biało-niebieskie. Miałyśmy jeszcze kawałek makreli. Pingwin zwiał, biało-niebieskie makrelkę delikatnie wyjadło nie zamykając klatki, i czekało w pobliżu. Dołożyłam, obeszło klatkę wkoło, weszło, zamknęło.
Cztery złapane, zawiezione do lecznicy (zdjęcie kotki uzupełnię). Niestety na płatne sterylki - lecznice talonowe w niedziele nie przyjmują, przechować nie ma gdzie, szczególnie że karmiąca musi
jak najprędzej wrócić do kociąt.
Rachunek - wersja optymistyczna - kotka + 3 kocury = 300zł
Wersja pesymistyczna - 3 kotki + kocur = 420zł.
I po to właśnie to piszę - by prosić Was o pomoc w sfinansowaniu zabiegów. Nie mamy już kasy…..
Jutro, o ile nie będzie padać, jedziemy tam z P.Łucją na 5-tą rano, zdążyć przed karmicielką.
Wartoby coś połapać, zanim te dzisiejsze wrócą - mniejszy tłok przy klatkach, no i nie ostrzegą się, bo one naprawdę to robią, mądre są.
I jutrzejsze „łupy” będzie P.Łucja targać tramwajem do centrum do lecznicy talonowej, ja z pracy nie ucieknę, nie dam rady…..
Konto 71 1020 2313 0000 3802 0442 4040
Fundacja For Animals Oddział Łódź
Z dopiskiem - ul.Ossowskiego.
Zdjęcie kotki dołożę, informować na bieżąco (w miarę dostępu do netu) będę.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz